Bardzo fajny artykuł znaleziony w... Gazecie Prawnej z roku 2010:
– Nigdy nie wyrwałem laski nawet w jednej dwudziestej tak ładnej jak Nicole Kidman – mówi pan Jacek, taksówkarz z warszawskiego Gocławia. – Nie leciałem też samolotem. Ale w tych ciemkach zapominam, że mam zardzewiałego lanosa, a moja stara nie jest królewną. Czuję się prawie jak Tom Cruise. Od kiedy obejrzał na wideo „Top Gun”, nie usiadł za kierownicą w okularach innych niż klasyczne aviatory.
Nikt tego dokładnie nie policzył, ale można zaryzykować, że pan Jacek jest jednym z kilkuset milionów posiadaczy tego typu okularów przeciwsłonecznych, których popularność ciągle rośnie. Do tego stopnia, że firma Ray-Ban wypuściła właśnie na rynek nową kolekcję. Jeśli ktoś ma ochotę – i przynajmniej 700 zł – może sobie kupić odświeżoną wersję aviatora w jednym z kilku kolorów, ze szkłami przezroczystymi, przydymionymi, czarnymi lub lusterkowymi. Tak jak zrobili to Rihanna, Lady Gaga, Brad Pitt, Pharell Williams, Jude Law oraz rzesza innych luminarzy współczesnej popkultury. Właściwie łatwiej byłoby wymienić gwiazdy, które nigdy nie spojrzały na świat zza szkieł ray-banów, niż wyliczać ich nosicieli.
Lans generała
Geneza aviatorów jest banalna. W 1937 roku amerykańska firma Bausch & Lomb dostała zlecenie na opracowanie okularów przeciwsłonecznych dla US Air Force. I pewnie opływowe soczewki do dziś byłyby tylko wyposażeniem pilotów, gdyby nie generał Douglas MacArthur (1880 – 1964), który dowodził siłami aliantów podczas drugiej wojny światowej na Dalekim Wschodzie.
Ten wybitny strateg i dowódca starannie kreował swój wizerunek. Wojskowe standardy nie pozwalały na stylistyczne odstępstwo nawet posiadaczom najwyższych szarży, ale MacArthur znalazł na to sposób – monotonię i prostotę munduru ożywiał gadżetami. Nie rozstawał się z fajką wykonaną z kolby kukurydzy oraz aviatorami. Tak został sfotografowany po wyzwoleniu Filipin, a zdjęcie to obiegło świat.
Ciemkami w komunizm
Jak wspomina w „Pięknych dwudziestoletnich” Marek Hłasko, aviatory tak zrosły się z wizerunkiem jankeskiego dowódcy, że karykaturzyści w stalinowskiej prasie zawsze rysowali go z „ciemkami” na oczach. Ta propaganda dała efekt odwrotny do zamierzonego. Produkowane nielegalnie aviatory, nazywane też mekarturkami, stały się przebojem warszawskiej ulicy. „I jeśli sekretarz partii mówił: »Nie będziemy nosić tych mekarturek« – to wtedy przedstawiało mu się zaświadczenie lekarskie, stwierdzające chroniczne zapalenie spojówek: po jakimś czasie wszyscy młodzi kierowcy zaczęli cierpieć na ową dolegliwość” – pisze Hłasko.
– Mekarturki kupiłem na ciuchach koło placu Szembeka. Kosztowały mnie całą pensję – wspominaWacław Śledziński, rocznik ‘35, emerytowany dziennikarz. Twierdzi, że noszenie takich okularów było dla jego pokolenia w równym stopniu formą kontestacji komunizmu, co chęcią – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – bycia trendy. – Na ciemki poderwałem moją przyszłą żonę. Wydatek się zwrócił z nawiązką – żartuje.
Od lat 50. aviatory stały się nieodłącznym elementem stroju amerykańskich służb mundurowych. Gadżet błyskawicznie trafił do Hollywood. Od tego czasu jest atrybutem ekranowych marines, policjantów, szeryfów i gangsterów. A także wszystkich tych, którzy chcieli być jak Marlon Brando w „Dzikim”.
Rockandrollowy włóczykij
Regres popularności aviatorów był wynikiem zimnowojennego przesilenia. W Ameryce doszło do głosu pokolenie pacyfistycznie i antymieszczańsko zorientowanych beatników. Młodzi ludzie nosili się inaczej niż rodzice, nic więc dziwnego, że wojskowy design ulubionych okularów generała MacArthura nie pasował do tego trendu.
Firma Ray-Ban idealnie wstrzeliła się w społeczne zapotrzebowanie iw1952 roku wypuściła na rynek drugi, przeżywający właśnie renesans model. Wayfarery (czyli włóczykije) stały się ulubionym gadżetem beatników. W jeszcze większym stopniu podbiły fanów rock and rolla, przeradzając się wraz ze spódnicą mini, a także kurtką ramoneską w symbol stylu, który wkrótce rozlał się po całym świecie .
Tak jak w przypadku aviatorów kluczem do globalnego sukcesu włóczykijów była hollywoodzka kariera ray-banów.
Kultowe „Śniadanie u Tiffany’ego” Blake’a Edwardsa kojarzy nam się ze zjawiskową Audrey Hepburn paradującą w wayfarerach, także w bibliotece.
Jeszcze dalej poszli Jake (John Belushi) i Elwood (Dan Aykroyd), którzy w „Blues Brothers” (1980) nie zdejmowali przeciwsłonecznych włóczykijów nawet w nocy.
Wykształciuchy Allen i Cybulski Mutacją wayfarerów była ich wersja ze szkłami korekcyjnymi. Okulary w grubej plastikowej oprawie zyskały przydomek nerd (kujon).
Te niepochlebne skojarzenia ciągnęły się za nerdami przez długie lata, do czego znów przyczyniło się kino. Kujony stały się synonimem ekranowych nieudaczników, pogrążonych w świecie swoich fobii i problemów przemądrzalców, czego dowodem jest 90 procent filmów Woody’ego Allena. – Ludzie uważają mnie za intelektualistę bo noszę okulary – mówił, odbierając w 2002 roku Palmę Palm na festiwalu w Cannes, przyznaną za całokształt dorobku filmowego.
Kino, które kiedyś przyprawiło kujonom gębę, ostatnio zabrało się za rehabilitację ich wizerunku.
Okazało się to proste. Wystarczyło, że nerdy założył filmowy Harry Potter. Po premierze każdego nowego odcinka przygód małoletniego czarodzieja sprzedaż kujonów lawinowo rośnie.
Najsłynniejszy okularnik polskiego ekranu Zbigniew Cybulski, choć nosił peerelowską wersję amerykańskich nerdów, był zupełnie innym symbolem. – Jego okulary wraz ze skórzaną kurtką i chlebakiem z demobilu to był sznyt, mundur niezależnego polskiego wykształciucha – mówi Wacław Śledziński.
Okulary stały się elementem stereotypowego klasowego gadżetu, co sportretowała w słynnej piosence Agnieszka Osiecka. Okularnik, jak głosi tekst utworu śpiewanego m.in. przez Zofię Kucównę, był idealistą z głową w chmurach, ledwo wiążącym koniec z końcem. Ciężar allenowskich okularów wydaje się przytłaczać innego bohatera tamtych czasów, Franciszka z „Iluminacji” (1972) Krzysztofa Zanussiego
Modliszka z muchami
W„Polowaniu na muchy” (1969) Andrzeja Wajdy pojawia się druga najsłynniejsza para okularów w dziejach polskiej popkultury – Małgorzata Braunek gra tu polującą na facetów kobietę modliszkę. Jej zaborcze zamiary sygnalizuje nienaturalny, zębiczny uśmiech i wielkie okulary zasłaniające pół twarzy. To tak zwane muchy, które wylansowała ikona tamtych czasów Jacqueline Kennedy-Onasis.
Kiedy filmy polskich reżyserów wchodziły na ekrany, na Zachodzie triumf święciły lenonki. Dzieci kwiaty chciały odróżnić się od zimnowojennych aviatorów i zawłaszczonych przez mainstream włóczykijów. Minimalistyczne „rowerki” przypominające XIX-wieczne binokle, wylansowane przez bitelsa, świetnie uzupełniały styl flower power.
Wróciły do łask w latach 90. na fali mody na neofolk i muzykę grunge oraz dzięki filmowi „Leon zawodowiec”. Tytułowa kreacja Jeane’a Reno noszącego przeciwsłoneczne „rowerki” była tak sugestywna, że lenonki zaczęto nazywać leonkami.
„Matrix” i nic
Lata 80. to fala powrotów starych modeli. Do łask wróciły rock-androllowe włóczykije oraz aviatory. Na nowy trend trzeba było czekać do premiery „Matriksa” w 1999 roku – tu pojawiły się skrojone na sportową modłę okulary granego przez Keanu Reavesa Neo.
Co zwiastuje dzisiejszy renesans aviatorów i włóczykijów? – pytam Mikę, socjolożkę i trendsetterkę z jednej z największych polskich agencji marketingowych. – Okulary przestały być obciachem dla osób pracujących fizycznie. Poza tym wszystko już było – mówi. Nowością są oprawki noszone bez szkieł. – Kiedyś gadżeciarze zamawiali okulary z soczewkami zerówkami. Dziś biorą same oprawki – usłyszeliśmy w optyku na warszawskim Bemowie.
Aviator daje sygnał
Historia szkieł optycznych, które znane były już w starożytności, zatoczyła koło. Bohater komedii „Chmury” Arystofanesa używa ich do podrabiania pisanych woskiem dokumentów. W średniowieczu służyły do czytania, a po wynalezieniu druku, ze względu na wysoką cenę, zaczęły uchodzić za oznakę statusu materialnego i pozycji społecznej właścicieli. Wyznacznikiem stylu stały się na przełomie XIX i XX wieku – patrzenie na świat przez monokl, lorgnon i binokle było wygodne i i modne.
Okulary to lukratywny biznes, o czym świadczy 1,2 miliarda dolarów, za które włoska Luxottica Group jedenaście lat temu kupiła Ray-Bana. Transakcja się opłaciła, bo dziś wartość kultowej marki wyceniania jest na 300 milionów więcej. I zapewne będzie rosła. Zakładasz aviatory, włóczykije, kujony, lenonki lub muchy iwjednej chwili komunikujesz, kim jesteś. Albo kim chciałbyś być.
Nikt tego dokładnie nie policzył, ale można zaryzykować, że pan Jacek jest jednym z kilkuset milionów posiadaczy tego typu okularów przeciwsłonecznych, których popularność ciągle rośnie. Do tego stopnia, że firma Ray-Ban wypuściła właśnie na rynek nową kolekcję. Jeśli ktoś ma ochotę – i przynajmniej 700 zł – może sobie kupić odświeżoną wersję aviatora w jednym z kilku kolorów, ze szkłami przezroczystymi, przydymionymi, czarnymi lub lusterkowymi. Tak jak zrobili to Rihanna, Lady Gaga, Brad Pitt, Pharell Williams, Jude Law oraz rzesza innych luminarzy współczesnej popkultury. Właściwie łatwiej byłoby wymienić gwiazdy, które nigdy nie spojrzały na świat zza szkieł ray-banów, niż wyliczać ich nosicieli.
Lans generała
Geneza aviatorów jest banalna. W 1937 roku amerykańska firma Bausch & Lomb dostała zlecenie na opracowanie okularów przeciwsłonecznych dla US Air Force. I pewnie opływowe soczewki do dziś byłyby tylko wyposażeniem pilotów, gdyby nie generał Douglas MacArthur (1880 – 1964), który dowodził siłami aliantów podczas drugiej wojny światowej na Dalekim Wschodzie.
Ten wybitny strateg i dowódca starannie kreował swój wizerunek. Wojskowe standardy nie pozwalały na stylistyczne odstępstwo nawet posiadaczom najwyższych szarży, ale MacArthur znalazł na to sposób – monotonię i prostotę munduru ożywiał gadżetami. Nie rozstawał się z fajką wykonaną z kolby kukurydzy oraz aviatorami. Tak został sfotografowany po wyzwoleniu Filipin, a zdjęcie to obiegło świat.
Ciemkami w komunizm
Jak wspomina w „Pięknych dwudziestoletnich” Marek Hłasko, aviatory tak zrosły się z wizerunkiem jankeskiego dowódcy, że karykaturzyści w stalinowskiej prasie zawsze rysowali go z „ciemkami” na oczach. Ta propaganda dała efekt odwrotny do zamierzonego. Produkowane nielegalnie aviatory, nazywane też mekarturkami, stały się przebojem warszawskiej ulicy. „I jeśli sekretarz partii mówił: »Nie będziemy nosić tych mekarturek« – to wtedy przedstawiało mu się zaświadczenie lekarskie, stwierdzające chroniczne zapalenie spojówek: po jakimś czasie wszyscy młodzi kierowcy zaczęli cierpieć na ową dolegliwość” – pisze Hłasko.
– Mekarturki kupiłem na ciuchach koło placu Szembeka. Kosztowały mnie całą pensję – wspominaWacław Śledziński, rocznik ‘35, emerytowany dziennikarz. Twierdzi, że noszenie takich okularów było dla jego pokolenia w równym stopniu formą kontestacji komunizmu, co chęcią – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – bycia trendy. – Na ciemki poderwałem moją przyszłą żonę. Wydatek się zwrócił z nawiązką – żartuje.
Od lat 50. aviatory stały się nieodłącznym elementem stroju amerykańskich służb mundurowych. Gadżet błyskawicznie trafił do Hollywood. Od tego czasu jest atrybutem ekranowych marines, policjantów, szeryfów i gangsterów. A także wszystkich tych, którzy chcieli być jak Marlon Brando w „Dzikim”.
Rockandrollowy włóczykij
Regres popularności aviatorów był wynikiem zimnowojennego przesilenia. W Ameryce doszło do głosu pokolenie pacyfistycznie i antymieszczańsko zorientowanych beatników. Młodzi ludzie nosili się inaczej niż rodzice, nic więc dziwnego, że wojskowy design ulubionych okularów generała MacArthura nie pasował do tego trendu.
Firma Ray-Ban idealnie wstrzeliła się w społeczne zapotrzebowanie iw1952 roku wypuściła na rynek drugi, przeżywający właśnie renesans model. Wayfarery (czyli włóczykije) stały się ulubionym gadżetem beatników. W jeszcze większym stopniu podbiły fanów rock and rolla, przeradzając się wraz ze spódnicą mini, a także kurtką ramoneską w symbol stylu, który wkrótce rozlał się po całym świecie .
Tak jak w przypadku aviatorów kluczem do globalnego sukcesu włóczykijów była hollywoodzka kariera ray-banów.
Kultowe „Śniadanie u Tiffany’ego” Blake’a Edwardsa kojarzy nam się ze zjawiskową Audrey Hepburn paradującą w wayfarerach, także w bibliotece.
Jeszcze dalej poszli Jake (John Belushi) i Elwood (Dan Aykroyd), którzy w „Blues Brothers” (1980) nie zdejmowali przeciwsłonecznych włóczykijów nawet w nocy.
Wykształciuchy Allen i Cybulski Mutacją wayfarerów była ich wersja ze szkłami korekcyjnymi. Okulary w grubej plastikowej oprawie zyskały przydomek nerd (kujon).
Te niepochlebne skojarzenia ciągnęły się za nerdami przez długie lata, do czego znów przyczyniło się kino. Kujony stały się synonimem ekranowych nieudaczników, pogrążonych w świecie swoich fobii i problemów przemądrzalców, czego dowodem jest 90 procent filmów Woody’ego Allena. – Ludzie uważają mnie za intelektualistę bo noszę okulary – mówił, odbierając w 2002 roku Palmę Palm na festiwalu w Cannes, przyznaną za całokształt dorobku filmowego.
Kino, które kiedyś przyprawiło kujonom gębę, ostatnio zabrało się za rehabilitację ich wizerunku.
Okazało się to proste. Wystarczyło, że nerdy założył filmowy Harry Potter. Po premierze każdego nowego odcinka przygód małoletniego czarodzieja sprzedaż kujonów lawinowo rośnie.
Najsłynniejszy okularnik polskiego ekranu Zbigniew Cybulski, choć nosił peerelowską wersję amerykańskich nerdów, był zupełnie innym symbolem. – Jego okulary wraz ze skórzaną kurtką i chlebakiem z demobilu to był sznyt, mundur niezależnego polskiego wykształciucha – mówi Wacław Śledziński.
Okulary stały się elementem stereotypowego klasowego gadżetu, co sportretowała w słynnej piosence Agnieszka Osiecka. Okularnik, jak głosi tekst utworu śpiewanego m.in. przez Zofię Kucównę, był idealistą z głową w chmurach, ledwo wiążącym koniec z końcem. Ciężar allenowskich okularów wydaje się przytłaczać innego bohatera tamtych czasów, Franciszka z „Iluminacji” (1972) Krzysztofa Zanussiego
Modliszka z muchami
W„Polowaniu na muchy” (1969) Andrzeja Wajdy pojawia się druga najsłynniejsza para okularów w dziejach polskiej popkultury – Małgorzata Braunek gra tu polującą na facetów kobietę modliszkę. Jej zaborcze zamiary sygnalizuje nienaturalny, zębiczny uśmiech i wielkie okulary zasłaniające pół twarzy. To tak zwane muchy, które wylansowała ikona tamtych czasów Jacqueline Kennedy-Onasis.
Kiedy filmy polskich reżyserów wchodziły na ekrany, na Zachodzie triumf święciły lenonki. Dzieci kwiaty chciały odróżnić się od zimnowojennych aviatorów i zawłaszczonych przez mainstream włóczykijów. Minimalistyczne „rowerki” przypominające XIX-wieczne binokle, wylansowane przez bitelsa, świetnie uzupełniały styl flower power.
Wróciły do łask w latach 90. na fali mody na neofolk i muzykę grunge oraz dzięki filmowi „Leon zawodowiec”. Tytułowa kreacja Jeane’a Reno noszącego przeciwsłoneczne „rowerki” była tak sugestywna, że lenonki zaczęto nazywać leonkami.
„Matrix” i nic
Lata 80. to fala powrotów starych modeli. Do łask wróciły rock-androllowe włóczykije oraz aviatory. Na nowy trend trzeba było czekać do premiery „Matriksa” w 1999 roku – tu pojawiły się skrojone na sportową modłę okulary granego przez Keanu Reavesa Neo.
Co zwiastuje dzisiejszy renesans aviatorów i włóczykijów? – pytam Mikę, socjolożkę i trendsetterkę z jednej z największych polskich agencji marketingowych. – Okulary przestały być obciachem dla osób pracujących fizycznie. Poza tym wszystko już było – mówi. Nowością są oprawki noszone bez szkieł. – Kiedyś gadżeciarze zamawiali okulary z soczewkami zerówkami. Dziś biorą same oprawki – usłyszeliśmy w optyku na warszawskim Bemowie.
Aviator daje sygnał
Historia szkieł optycznych, które znane były już w starożytności, zatoczyła koło. Bohater komedii „Chmury” Arystofanesa używa ich do podrabiania pisanych woskiem dokumentów. W średniowieczu służyły do czytania, a po wynalezieniu druku, ze względu na wysoką cenę, zaczęły uchodzić za oznakę statusu materialnego i pozycji społecznej właścicieli. Wyznacznikiem stylu stały się na przełomie XIX i XX wieku – patrzenie na świat przez monokl, lorgnon i binokle było wygodne i i modne.
Okulary to lukratywny biznes, o czym świadczy 1,2 miliarda dolarów, za które włoska Luxottica Group jedenaście lat temu kupiła Ray-Bana. Transakcja się opłaciła, bo dziś wartość kultowej marki wyceniania jest na 300 milionów więcej. I zapewne będzie rosła. Zakładasz aviatory, włóczykije, kujony, lenonki lub muchy iwjednej chwili komunikujesz, kim jesteś. Albo kim chciałbyś być.
Być sobą.To sztuka ?
OdpowiedzUsuńK.S.